piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział V

Otwierasz restauracje i siadasz za barem. Jesteś dzisiaj później i nie masz wolnego czasu. Od razu zmuszona jesteś wędrować między stolikami roznosząc zamówienia. O tej samej porze co zwykle zjawiają się twoi sąsiedzi w towarzystwie Wojtka. Siadają przy tym samym stoliku i zamawiają to co zawsze. Siedzisz za barem ciesząc się wolną chwilą, która nie będzie trwała długo. Przeglądasz dzisiejszą gazetę, gdy nagle słyszysz chrząknięcie. Podnosisz głowę i widzisz Wojtka, który stoi oparty o ladę.
- Podać wam coś jeszcze? - pytasz, wstając.
- Nie już wychodzimy. - kręci głową. - Zastanawiałem się kiedy będzie to następnym razem.. - patrzy na ciebie, uśmiechając się pod nosem. Mierzysz go wzrokiem i zauważasz, że w klubowym stroju wygląda równie seksownie jak w koszuli.
- Możemy zjeść dzisiaj kolacje. - odpowiadasz. - U mnie.
- Ugotujesz coś? - unosi brwi zdziwiony.
- Nie. - kręcisz przecząco głową. Opierasz się o ladę, zbliżając do niego. - Radziłabym ci zjeść jednak w domu. - uśmiechasz się lekko, a on orientuje się o co ci chodzi i uśmiecha się jeszcze szerzej.
- No to do zobaczenia o 20. - mówi i wychodzi z restauracji za twoimi sąsiadami. Zapowiada się naprawdę interesujący wieczór.


Opadasz wykończona na ławkę i za od razu opróżniasz całą butelkę wody. Jesteś zmęczona i jedyne o czym marzysz to prysznic. Czekasz jednak na trenera, który chciał z tobą porozmawiać. W końcu wchodzi do szatni i siada obok ciebie.
- Coś się dzieje? - pyta, patrząc na ciebie uważnie.
- Nie, dlaczego? - marszczysz brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Wydaje mi się, że jesteś rozkojarzona. Jutro masz walkę. Musisz się skoncentrować wyłącznie na tym. Powiesz mi o co chodzi?
- Naprawdę nic się nie dzieje.. - odpowiadasz, próbując go przekonać. - Stresuje się trochę walką. Może to dlatego..
- Jeśli masz jakiś problem to postaraj się o nim zapomnieć. Przynajmniej jutro. Czeka cię ciężka walka i jeśli się nie skupisz to jej nie wygrasz.
- Wygram. - mówisz stanowczo. - Pracowałam ciężko i nie zaprzepaszczę tego.
- Mam nadzieję. - wstaje. - Zrelaksuj się dzisiaj i postaraj się nie myśleć o jutrze. - dodaje i wychodzi. Napewno Wojtek sprawi, że nie będziesz myślała o walce. Idziesz pod prysznic i myślisz o tym co powiedział trener. Byłaś rozkojarzona i dobrze o tym wiedziałaś. Ciągle myślałaś o wczorajszej wizycie w domu dziecka i małym skrawku papieru, który leżał pod stertą dokumentów. Wiedziałaś, że to nie ma najmniejszego sensu, żebyś zawracała sobie tym głowę, ale nie mogłaś zaprzeczyć temu, że byłaś ciekawa. Byłaś ciekawa tego jak wygląda, jak żyje, czy ma rodzinę. Zastanawiałaś się jak zareagowałaby, gdyby cię zobaczyła. Ucieszyłaby się? A jeśli nie? Gdyby udała, że cię nie zna, a to wszystko to jedna wielka pomyłka? Nie chciałaś tego sprawdzać. Było dobrze tak jak jest i nie miałaś zamiaru tego zmieniać. Twoi rodzice nie żyją. Umarli dla ciebie w momencie, gdy postanowili cię oddać do domu dziecka. I niech tak zostanie.

Stoisz w łazience, mając na sobie jedynie ręcznik. Napuszczasz wody do wanny, gdy nagle słyszysz dzwonek do drzwi. Patrzysz na zegarek i widzisz, że wskazówki wskazują 20. Poprawiasz biały ręcznik i idziesz otworzyć. Już po chwili widzisz przed sobą Wojtka, który mierzy cię wzrokiem i głośno nabiera powietrza do płuc. Bez słowa wpuszczasz go do środka, a on posłusznie robi kilka kroków do przodu.
- Mam wino. - mówi cicho, uśmiechając się pod nosem.
- Ale nie mamy kolacji. - odpowiadasz, przygryzając wargę.
- Widzę, że przeszkodziłem ci w kąpieli. - patrzy przelotnie na wannę pełną wody.
- Jeszcze jej nie zaczęłam, więc możesz dołączyć.
Nie czekając na odpowiedz przyciągasz go do siebie i wpijasz się w jego usta. Odkłada wino na szafkę, która stoi obok was i obejmuję cię silnymi ramionami. Opierasz go o ścianę i powoli odpinasz guziki jego koszuli. Już po chwili dotykasz umięśnionego, wysportowanego ciała. Zamieniacie się miejscami i teraz to ty czujesz pod plecami zimną boazerię. Jednym ruchem pozbawia cię ręcznika i błądzi dłońmi po twoim ciele. Odpinasz jego skórzany pasek i powoli kierujecie się w stronę łazienki. Kompletnie nadzy lądujecie w wannie ciepłej wody..

- Tak się zastanawiam jak to możliwe, że jesteś sama.. - mówi, gdy siedzicie na balkonie, oparci o ścianę.
- Mam trudny charakter, wątpię, żeby ktoś ze mną wytrzymał na dłużej.. - wzruszasz ramionami, zaciągając się papierosem.
- Nie jesteś taka zła.. - mówi, marszcząc brwi.
- Ejże.. - patrzysz na niego. - Tylko, żebyś się we mnie nie zakochał.. Ostatnie czego mi teraz potrzeba to wyrzuty sumienia z powodu twojego złamanego serca..
- Serio? Miałabyś wyrzuty sumienia?
- Nie. - odpowiadasz, kręcąc przecząco głową.
- Nie martw się. Nie jestem tak zdesperowany, żeby się w tobie zakochać. - uśmiecha się pod nosem za co dostaje od ciebie kuksańca łokciem. Przerywa wam dzwonek do drzwi. Niechętnie wstajesz i idziesz  otworzyć. Poprawiasz luźne spodenki i stajesz twarzą w twarz z Karolem.
- Cześć. - witasz się, opierając o drzwi.
- Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam, ale znów nas zalałaś.. - mówi, a ty zaczynasz zastanawiać się jak to możliwe. Po chwili jednak przypominasz sobie ilość wylanej przez was wody.
- Dałam wam numer polisy..
- Wiem, wiem.. Chodzi o to, że może woda leci skądś i nas zalewa. Chcesz to sprawdzę..
- Nie, nie.. - odpowiadasz szybko. - Brałam kąpiel i to chyba jedynie moja wina..
- A, ok.. - uśmiecha się pod nosem, jakby sobie coś właśnie uświadomił. - To nie przeszkadzam.. Pozdrów Wojtka. - szczerzy się do ciebie i rusza w dół po schodach. Zamykasz drzwi i widzisz jego buty. No tak.. Uśmiechasz się pod nosem i wracasz na balkon.
- Masz pozdrowienia od Karola. - mówisz, opadając obok niego. - Zalaliśmy ich.
- Jeśli chcesz to..
- Spoko.. To nie pierwszy raz.. - bierzesz z powrotem papierosa do ust i się nim zaciągasz.
- Spotkamy się jutro? - pyta, zakładając koszule.
- Nie jestem pewna w jakim będę nastroju.. - krzywisz się. - Chociaż właściwie.. Możesz wpaść koło 20..
- No to do zobaczenia. - wstaje i nachyla się nad tobą.
- Żadnych buziaków.. To pierwszy krok do przywiązania się. - odpychasz go i wyciągasz dłoń w jego kierunku. Śmiejąc się, ściska ją i wychodzi.
- Nie musisz wstawać.. Trafię do drzwi. - słyszysz jego głos, dobiegający z przedpokoju.
- Cieszę sie. - krzyczysz, żeby usłyszał. Zamyka drzwi, zostawiając cię samą.
Wyciągasz nogi i opierasz je o barierkę. Zamykasz oczy i próbujesz się zrelaksować. Przed tobą jedna z najważniejszych walk w życiu. Jeśli ją wygrasz będziesz o krok bliżej to tytułu mistrzyni. Będziesz bogatsza o kilkadziesiąt tysięcy złoty. Będziesz mogła uśmiechnąć się z satysfakcją do Cygi i pokazać mu, że masz go za śmiecia i jesteś sto razy lepsza, niż jego zawodniczka i on razem wzięci. Tak, musiałaś wygrać. Nie było innej opcji.

Budzisz się przed budzikiem i leżysz patrząc w sufit. To już dziś. Wstajesz i powtarzasz sobie w myślach, że musisz być skoncentrowana. Idziesz do łazienki i bierzesz długą kąpiel. Jesz śniadanie i pakujesz potrzebne rzeczy do torby. Walka jest dopiero o 17, a ty jesteś już gotowa. Co się z tobą dzieje? Dlaczego tak panikujesz? Wiesz, że jesteś dobra i przygotowana do tego, żeby wygrać. Dasz radę. Chodzisz w tą i z powrotem i czujesz, że jak tak dalej pójdzie to oszalejesz. Zakładasz buty i wychodzisz z domu. Nie masz konkretnego celu idziesz po prostu przed siebie, a nogi same cię niosą. Po godzinnym spacerze po bełchatowskich chodnikach, znajdujesz się przed galerią. Wchodzisz do środka i wędrujesz po niej oglądając sklepowe wystawy. Nie masz zamiaru niczego kupować. Nie wzięłaś ze sobą niczego, nawet telefonu. Znudzona chcesz wracać, gdy widzisz na jednym z manekinów cudowną czarną sukienkę. Nienawidziłaś sukienek, ale ta wryła cię w ziemie. Wyobraziłaś sobie jakbyś w niej wyglądała i musiałaś przyznać, że ten widok ci się podobał. Jednak, gdy widzisz cenę twój zachwyt szybko mija. Mogłabyś sobie na nią pozwolić gdybyś przed trzy miesiące nie zapłaciła czynszu. Chociaż.. Jeśli wygrałabyś walkę.. Tak. Jeśli wygrasz to kupisz ją sobie w nagrodę. Taka dodatkowa motywacja.
- Cześć. - słyszysz za sobą męski głos. Odwracasz się i widzisz swoich sąsiadów w towarzystwie Oli i Marty. - Znów się tutaj spotykamy. Zakupy? - pyta Karol.
- Nie.. Wyszłam na spacer i jakimś cudem znalazłam się tutaj. - wzruszasz ramionami.
- A gdzie Wojtek? - pyta, uśmiechając się pod nosem.
- Nie wiem.. Z tego co wiem to twój przyjaciel.. - odpowiadasz i przenosisz wzrok na Andrzeja. - Masz jakieś wieści na temat dzieci?
- Nie.. Jeszcze żadnych.
- Idziesz z nami na obiad? - pyta Marta, wtulona w niego.
- Dzięki, ale nie mam czasu.. - kłamiesz. - Muszę wracać do domu. Do zobaczenia. - żegnasz się i nie czekając na odpowiedź, odwracasz się i odchodzisz.

Wracasz do domu o 15. Jesz lekki obiad i z torbą na ramieniu wychodzisz z domu. Po dwudziestu minutach jesteś już na miejscu. W szatni spotykasz się z trenerem, który udziela ci ostaniach rad. Zakładasz strój i związujesz włosy. Rozgrzewasz się i siadasz na ławce, czekając na zapowiedź. Przypominasz sobie to o co walczysz. Starasz się myśleć wyłącznie o tym, żeby ją pokonać. Teraz tylko to się liczy. Wyjść tam i wygrać.
- Gotowa? - słyszysz trenera i podnosisz głowę. Wstajesz i razem z nim wychodzisz. Stoicie w wejściu, patrząc jak twoja przeciwniczka wchodzi na ring. Widzisz paskudna twarz Cygi i od razu podnosi ci się ciśnienie. Czujesz jeszcze większą chęć żeby wygrać.
- W prawym narożniku zawodniczka ważąca 59 kilogramów. Na swoim koncie ma dziewięć wygranych w tym sześć przez nokaut. Nikola.. Niki.. Czarnecka! - słyszysz i zakładasz kaptur na głowę. Idziesz w kierunku ringu, słysząc wiwaty publiczności. Uwielbiałaś to uczucie. Jesteś już na ringu i teraz stoisz twarzą w twarz ze swoją przeciwniczką. Słuchacie upomnień sędziego, a potem się witacie. Wracasz do swojego narożnika i zakładasz ochraniacze na zęby. Słyszysz gong i wychodzisz na środek ringu. No to zaczynamy...

- Wiedziałem, że wygrasz! - krzyk trenera jest tak głośny, że jesteś pewna, że połowa miasta go słyszy. - Nokaut już w drugiej rundzie! - patrzy na ciebie z dumą. Siedzisz oparta o szafkę, a w ręku trzymasz czek na 50 tysięcy złotych.
- Wow. - mówisz jedynie, kręcąc głową.
- Jak tak dalej pójdzie to już niedługo będziesz walczyć w Las Vegas! - opada obok ciebie i wzdycha rozmarzony. - Przed tobą wielka kariera.
- Jeszcze o tym nie myślę.. - wstajesz i idziesz pod prysznic. Musisz ochłonąć. Suszysz szybko włosy, chcąc być jak najszybciej w domu. Pakujesz swoje rzeczy do torby i wychodzisz przed budynek. Żegnasz się z trenerem i ruszasz w stronę mieszkania. Po dwudziestu minutach jesteś już na parkingu. Przed wejściem widzisz tą samą dwójkę, która kilka dni temu ci groziła. Idziesz pewnym krokiem w ich kierunku, choć czek dla bezpieczeństwa zostawiłaś w samochodzie. 
- Czego chcecie? - pytasz, uśmiechając się pod nosem. - Cyga chce mi pogratulować?
- Taka ładna buźka.. - mówi jeden, kręcąc głową.
- Szkoda, że jej właścicielka nie jest na tyle rozsądna, żeby brać na poważnie ostrzeżenia.. - dodaje drugi.
- Byłabym wdzięczna, gdybyście mnie przepuścili.
- Tym razem nie będzie tak miło.. - chwyta cię za rękę i ciągnie w nieoświetloną część parkingu. Próbujesz się wyrwać, ale twoje starania nic nie dają. Stajecie dopiero w miejscu, gdzie nie ma żadnych samochodów. Nie puszcza cię tylko łapie za drugą rękę, a jego kolega z całej siły wali cię w twarz. Czujesz ciepłą krew, która spływa ze złamanego nosa. Na tym się nie kończy. Wymierza ci kolejny cios i kolejny, a potem kilkakrotnie kopie cię w brzuch. Cała we krwi osuwasz się po nogach mężczyzny, który cię trzyma i lądujesz nieprzytomna na zimnym betonie.


                                                                               ~~~~~

Dodałabym wcześniej, ale do tej pory myślałam, że dzisiaj jest czwartek :) Tak to jest w wolne dni :)
Następny we wtorek :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział IV

- My się chyba nie znamy. - odzywa się jeden z nich, gdy jesteś dostatecznie blisko.
- Jak się domyślam jesteście znajomymi Cygi. - stajesz pewnie na przeciwko nich i krzyżujesz ręce na piersiach. - Blokujecie mi auto.
- Musimy pogadać. - mówi drugi, wyższy i bardziej napakowany. - Podobno nie chcesz współpracować z Cygą. - kręci głową. - A wyglądasz na taką mądrą dziewczynkę..
- Jestem na tyle mądra, żeby mieć własny rozum. Przekażcie mu, żeby zajął się lepiej swoją zawodniczką i przygotował ją do walki. Chyba, że nie potrafi tego zrobić i musi posuwać się do oszustwa.
- Laluniu.. Nie wiesz z kim zadzierasz. - odpowiada ci pierwszy.
- I tu się mylisz. Jestem na tyle długo w tym środowisku, żeby wiedzieć, że jesteście niegroźnymi, napakowanymi idiotami, którzy mają mnie nastraszyć. Co? Uderzycie kobietę? - pytasz, uśmiechając się lekko.
- Za taką kasę mógłbym uderzyć własną matkę. - mówi drugi z powagą.
- No to dawaj. Śmiało. - pośpieszasz ich, czekając na jakąkolwiek reakcje z ich strony, ale na próżno. Stoją i zdezorientowani, patrzą po sobie. - No właśnie.. - uśmiechasz się z satysfakcją. - Byłabym wdzięczna, gdybyście się odsunęli. Trochę mi się śpieszy. - bez słowa, odsuwają się, a ty otwierasz drzwi do samochodu. - Muszę mu poradzić, żeby znalazł sobie bardziej rozgarniętych goryli.. - dodajesz i wsiadasz do auta. Kręcisz głową, śmiejąc się pod nosem i wyjeżdżasz z parkingu.

Wracasz do domu zmęczona ale zadowolona. Trening poszedł ci świetnie i byłaś przekonana, że wygrasz walkę. Nie było innej opcji. Wykąpana, otwierasz lodówkę bo umierasz z głodu, gdy nagle słyszysz dzwonek do drzwi. Idziesz otworzyć i już po chwili stoisz twarzą w twarz z Andrzejem.
- Znowu was zalałam? - pytasz, unosząc brwi.
- Potrzebuje twojej pomocy. - mówi pośpiesznie. - Nie ma Karola. Wypiłem piwo. Samochód pożyczyłem Marcie, a muszę być w Warszawie jak najszybciej.
- I co w związku z tym?
- Zawieziesz mnie? - patrzy na ciebie, niemal błagalnym wzorkiem. Wiesz, że to dla niego ważne, ale nie chcesz zgodzić się tak od razu.
- Proszę, proszę.. Kto tu przychodzi z prośbą..
- Możesz sobie darować złośliwości? - cedzi przez zaciśnięte zęby. - Uwierz, że gdybym miał jakąkolwiek inną opcję to bym z niej skorzystał.
- Mogę się przynajmniej ubrać?
- Tylko się pośpiesz. - wzdycha z ulgą. - Czekam na parkingu. - rzuca przez ramie i szybkim krokiem schodzi po schodach. Idziesz do pokoju i zakładasz na siebie ciuchy, które leżały na wierzchu. Bierzesz kluczyki i wychodzisz z mieszkania. Andrzej stoi na parkingu i nerwowo podryguje nogą.
- No nareszcie. - mówi zniecierpliwiony i wsiada do samochodu.
- Może powiesz mi dlaczego tak ci się śpieszy? - pytasz, rzucając torebkę na tylne siedzenie i odpalając silnik.
- Wyjaśnię ci wszystko po drodze, ale proszę cię jedźmy.
Wyjeżdżacie z parkingu i jedziecie w kierunku Warszawy. Nie rozmawiacie tylko słuchacie radia, które męczy wasze bębenki. Przekraczasz znacznie dozwoloną prędkość. Jednak dla niego jedziesz i tak zbyt wolno, co oznajmia ci patrząc na zmianę na zegarek i prędkościomierz. W końcu nie wytrzymujesz i ściszasz radio.
- Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? - pytasz, patrząc kątem oka na niego.
- Do domu dziecka. - odpowiada, a ty na chwile przestajesz kontaktować i gdyby nie jego szybka reakcja wasza podróż skończyłaby się w rowie. - Uważaj! - krzyczy, przestraszony. Bierzesz głęboki oddech i koncentrujesz na drodze.
- Po co?
- Skup się na jeździe bo widocznie nie możesz rozmawiać i prowadzić. - mówi i odwraca głowę w stronę okna.
- Boże jak ludzie z tobą wytrzymują? - pytasz.
- Ze mną? - patrzy na ciebie z niedowierzaniem, że usłyszał coś takiego. - To raczej ja powinienem ci zadać to pytanie.
- Słuchaj.. - syczysz zdenerwowana. - Wiozę cię do Warszawy i narażam się tym samym na przynajmniej 6 godzin w twoim towarzystwie. Nie uważasz, że zasługuję przynajmniej na to, żebyś powiedział po co jedziemy do tego domu dziecka?
- Razem z reprezentacją pomagamy pewnej fundacji. Kiedyś odwiedziliśmy jeden z warszawskich domów dziecka. Poznałem pewnego chłopaka, który mieszkał tam z siostrą. Niesamowicie zgrane i fajne rodzeństwo.  Chłopak, Kacper ma predyspozycję do bycia świetnym siatkarzem i postanowiłem mu pomóc. Załatwiłem mu trenera, zespół i przez to zżyłem się z nimi, gdy jeszcze mieszkałem w Warszawie. Obiecałem, że będę im pomagał. Godzinę temu dostałem telefon, że uciekli z ośrodka i nikt nie wie gdzie są.
- Wiesz dlaczego uciekli?
- Znalazła się rodzina, która chce adoptować Julkę. Nie chcą być rozdzieleni i widocznie postanowili uciec.
Nie odpowiadasz bo takie przypadki nie są dla ciebie niczym nadzwyczajnym. Całe dotychczasowe życie oglądałaś jak rozdzielają rodzeństwa "dla ich dobra". Ludzie wybierali dzieci najmłodsze, często nie zwracając uwagi na to, że dziecko ma brata lub siostrę. Wtedy cieszyłaś się, że jesteś jedynaczką. Nie musiałaś się martwić o nikogo więcej. Czekałaś sama na rodzinę, która cię zabierze. Na rodzinę, która zapewni ci miłość i normalne życie. Niestety, nie doczekałaś się. Patrzyłaś jak inne dzieci odchodzą z nowymi rodzicami i jadą do nowego domu, w którym będą szczęśliwe. Z czasem straciłaś nadzieję, że i tobie to będzie kiedyś dane. Wiedziałaś, że to rodzeństwo i tak się znajdzie. Zawsze się znajduje. Chowają się po opuszczonych domach, czy dworcach, a najczęściej głodni i zmarznięci wracają sami. Wiedziałaś, bo sama robiłaś to nie raz.

Do Warszawy docieracie po niecałych trzech godzinach. Andrzej mówi ci jak dojechać na miejsce i w końcu docieracie do celu. Z przerażeniem stwierdzasz, że znasz to miejsce. Nie zorientowałaś się gdzie jedziesz bo jechałaś od drugiej strony. Parkujesz przed wejściem i nie wykonujesz żadnego ruchu.
- Idziesz ze mną? - pyta, otwierając drzwi.
- Nie, poczekam tu. - odpowiadasz szybko i po chwili zostajesz sama. Patrzysz na budynek i wszystkie wspomnienia z nim związane wracają. Wymykanie się przez okna, palenie papierosów w krzakach. Wszystko do ciebie wraca i łzy napływają ci do oczu. Tak bardzo nienawidziłaś swoich rodziców za to, że skazali cię na takie życie. Nie mogłaś nigdy pojąć dlaczego inne dzieci wciąż kochają rodziców, idealizują ich i chcą wrócić. Ty nawet nie miałaś gdzie wracać. Matka zostawiła cię zaraz po porodzie, a o ojcu nie chciałaś nawet słyszeć. Nigdy nie chciałaś ich szukać. Oni też nie próbowali się z tobą skontaktować. Z własnym dzieckiem!
    Drzwi się otwierają i do samochodu wsiada Andrzej, na którego twarzy maluje się złość. Nie pytasz o co chodzi bo wiesz, że i tak zaraz to z siebie wyrzuci.
- Trzeba czekać! - cedzi przez zaciśnięte zęby. - Policja już ich szuka, a oni i tak pewnie wrócą zanim się ściemni! To mi powiedzieli! Jechałem trzy godziny, żeby dowiedzieć się, że trzeba czekać! Czy oni w ogóle się nimi przejmują? - krzyczy.
- Zamknij drzwi. - mówisz, odpalając silnik.
- Nie możemy wrócić do Bełchatowa. - panikuje, łapiąc za kierownicę.
- Nie wracamy tylko jedziemy ich szukać. Chyba wiem gdzie ich znajdziemy. - odpowiadasz, ruszając. Znałaś tą drogę bardzo dobrze. Tam zazwyczaj spędzałaś wolny czas. Sama. Z dala od tych wszystkich dzieci, hałasu i wszystkiego innego. Docieracie na miejsce i widzicie grupkę osób, a w tym dwójkę, która się szarpała.
- To oni! - wyskakuje z samochodu, a ty zaraz za nim. - Puśćcie go! - krzyczy, a wszyscy patrzą w waszym kierunku. Biegnie do nich i odciąga jednego, stojąc między nimi. - Weź siostry i idźcie do samochodu. - zwraca się do niego.
 - Ja się tym zajmę. - odpychasz go i stajesz twarzą w twarz z brunetem. - Udajesz twardziela? Taki odważny jesteś bo są z tobą kumple? - idziesz w jego kierunku, a on zaczyna się cofać. Andrzej chyba widzi w jakim jesteś stanie bo podchodzi i ciągnie cię za rękę.
- Chodźmy stąd. - mówi. Odchodzisz z nim, próbując się uspokoić.
- Szmata. - słyszysz za sobą i odwracasz się gwałtownie. Idziesz w jego kierunku i z prawego sierpowego walisz go tak, że kolana się pod nim uginają i ląduje na ziemi. Andrzej nie bardzo wiedząc co się dzieje stoi i patrzy na ciebie zdezorientowany. Gdy widzi, że nie masz dość podbiega i odciąga cię, żebyś nie przywaliła mu jeszcze raz.
- Boli cię ręka? - pyta, gdy idziecie w kierunku samochodu, przy którym czekają dzieci.
- Nie. - odpowiadasz stanowczo. Wsiadacie wszyscy do auta i bez słowa ruszacie. - Jesteście głodni? - patrzysz na nich w lusterku, ale nie słyszysz odpowiedzi. - W każdym bądź razie ja umieram z głodu, więc skoczymy na pizzę.
- Chyba powinniśmy ich odwieźć.. - wtrąca Andrzej.
- Nie było ich cały dzień więc nic się nie stanie jeśli nie będzie ich jeszcze pół godziny.
Dojeżdżacie do twojej ulubionej pizzerii i zamawiacie dwie duże pizze z szynką i serem. Trwa niezręczna cisza, którą przerywa dźwięk twojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawia się jakiś nieznany numer. Wychodzisz na zewnątrz i odbierasz.
- Słucham..
- No cześć. Stoję pod twoimi drzwiami, czekam, a ciebie nie ma.. - słyszysz głos Wojtka. Kompletnie o nim zapomniałaś.
- Jezu.. Przepraszam. Jestem w Warszawie.. Musimy to przełożyć bo  Andrzej mnie prosił, żebym go zawiozła.
- Cóż.. Oczekuję jakiegoś wynagrodzenia.. - mówi i już widzisz jego przebiegły uśmiech.
- Przekażę mu. - odpowiadasz i się rozłączasz. Wracasz do stolika, przy którym  Andrzej odprawia swoją litanie o złym zachowaniu. Czekasz, aż skończy jednocześnie zajadając się nieziemską pizzą.
- Obiecacie mi, że już nie będziecie uciekać? - pyta, kończąc swój przydługi wywód.
- Obiecasz nam, że nas nie rozdzielą? - odpowiada mu Kacper. Wiedziałaś co czuję i wiedziałaś, że to nie była ich pierwsza ucieczka.
- To nie ode mnie zależy.
- A nie możesz ty nas adoptować? - po raz pierwszy odzywa się Julka.
- To nie jest takie proste. - odpowiada, wyraźnie zaskoczony takim pytaniem. - Mieszkam z kolegą. W świetle prawa jestem singlem, a z Martą nie planujemy na razie ślubu. Żaden sąd na to nie pozwoli.
- Rozumiem, że nie możemy na ciebie liczyć? - pyta Kacper, patrząc na niego z wyrzutem.
- Porozmawiam z dyrektorką, a jeśli mam to zrobić to powinniśmy już jechać.


Czekasz na Andrzeja w samochodzie przed wejściem. Nie mogłaś wejść z nim. Wszyscy by cię rozpoznali, a nie miałaś ochoty się z nimi widzieć. Poza tym nie chciałaś by Andrzej wiedział, że się tutaj wychowałaś. Zamykasz oczy i próbujesz skoncentrować swoje myśli na czymś innym, gdy nagle słyszysz stukanie w okno. Ku twojemu zdziwieniu i przerażeniu widzisz swoją byłą wychowawczynią, którą jako jedyną wspominałaś w miarę pozytywnie. Chcąc, nie chcąc otwierasz drzwi i wychodzisz, stając przed nią.
- Nie sądziłam, że cię tu jeszcze kiedykolwiek zobaczę.. - kręci głową z niedowierzaniem.
- Też się tego nie spodziewałam. - wzruszasz ramionami.
- Nie wejdziesz? - pyta, wskazując głową w stronę drzwi.
- Wole poczekać tutaj. - odpowiadasz, krzyżując ręce na piersiach.
- Miałam nadzieję, że cię zobaczę. Nie mamy z tobą żadnego kontaktu, a mam coś dla ciebie. - mówi powoli i wyciąga z kieszeni kartkę.
- Co to? - patrzysz na biały kawałek papieru z adresem. - Czyj to adres?
- Twojej matki. - odpowiada cicho, obserwując twoją reakcję. - Może nie powinnam ci tego dawać, ale chce, żebyś to miała. Może kiedyś..
- Nie. - przerywasz jej. - Ja nie mam matki i niech tak zostanie. - wyciągasz rękę, chcąc oddać jej kartkę, ale ona się cofa.
- Zatrzymaj to. Może kiedyś zmienisz zdanie. - mówi i odchodzi. Patrzysz jeszcze chwile na nią, a potem znów na adres. Mieszka w Łodzi, czyli niecałą godzinę drogi od ciebie. Gdzieś tam żyje sobie twoja matka, której nie znasz. I nie chcesz poznać. Wsiadasz do samochodu, a po chwili Andrzej do ciebie dołącza.
- Załatwiłeś coś? - pytasz, chowając kartkę do kieszeni spodni.
- Dyrektorka obiecała mi, że postara się zrobić wszystko, żeby ich nie rozdzielono. - przeciera oczy i bierze głęboki wdech. Odpalasz silnik i kierujesz się w stronę Warszawy. - Skąd wiedziałaś gdzie ich znaleźć? - czujesz na sobie jego wzrok.
- Wychowałam się niedaleko. - mówisz, co w pewnym stopniu jest prawdą.
- Nie chcesz odwiedzić rodziców? Mogę poczekać..
- Nie. - odpowiadasz szybko, zbyt szybko bo patrzy na ciebie zdziwiony. - Moi rodzice.. Nie żyją. - kłamiesz.
- Przykro mi.. - zaczyna, ale nie dajesz mu dokończyć.
- Nie potrzebnie... Nie oczekuje współczucia.
- W każdym bądź razie.. - kręci głową, widocznie uświadamiając sobie, że nie zdoła wciągnąć cię do normalnej rozmowy. - Dziękuję, że mnie tu przywiozłaś.
- Musisz to wynagrodzić jakoś Wojtkowi.. Wyczekał się na klatce, a mnie nie było.
- Jesteście razem?
- Nie.. - kręcisz głową, uśmiechając się pod nosem.
- Ciężko się z tobą rozmawia.. - wzdycha głośno i rozsiada się wygodnie w fotelu.
- Nie przepadam za tobą i nasza wspólna wycieczka tego nie zmieni. - wzruszasz ramionami.
- Auć. - śmieje się cicho. - Nie będę ukrywał, że też nie darzę cię wielką sympatią.
- Skoro wszystko jest jasne to możemy zakończyć tą męczącą rozmowę. - mówisz z uśmiechem i podkręcasz radio. Resztę drogi pokonujecie w milczeniu. Czujesz od czasu do czasu jego wzrok na sobie, ale starasz się to ignorować. Po trzech godzinach jesteście na parkingu. Żegnacie się i każdy wchodzi do swojego mieszkania. Patrzysz na zegarek i widzisz, że jest już po północy. Bierzesz szybką kąpiel i kładziesz się do łóżka z kartką papieru w rękach. Zastanawiasz się co masz z nią zrobić. Podrzeć i wyrzucić? Ostatecznie chowasz ją do szuflady pod stertę innych papierów i zasypiasz.

                                                                        
                                                                               ~~~~~


                                          Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
                                          Chciałabym życzyć Wam
                                          Wesołych i spokojnych Świąt, spędzonych w gronie najbliższych.
                                          Aby Nowy 2014 Rok wniósł w Wasze życie...
                                          Zdrowie, szczęście i miłość.
                                          Aby w Nowym Roku spełniły się Wasze najskrytsze marzenia.
                                          Życzę Wam dużo cierpliwości w czekaniu na nowe rozdziały.
                                          A w sylwestrową noc, zabawy do białego rana!

                                     
                                                          
PS. Nie jestem dobra w składaniu życzeń, a napisanie tych zajęło mi trochę czasu, więc proszę o wyrozumiałość. Następny w piątek :)

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział III

- Radzę ci to dobrze przemyśleć.. - szepcze i szybkim krokiem odchodzi. Andrzej, który właśnie dobiegł do ciebie, patrzy to na niego, to na ciebie, nie wiedząc co ma robić.
- Wszystko w porządku? - pyta, bacznie cię obserwując. - Kto to był? To on cie bije? - mówi coraz szybciej, oczekując niezwłocznie odpowiedzi. Przenosisz na niego wzrok i nie wiadomo dlaczego jesteś zła. Nie na mężczyznę, który właśnie ci groził, ale na Andrzeja.
- Mówiłam ci, że nikt mnie nie bije. Wpadłam na szafkę.. Każdemu się może zdarzyć. Poza tym nie muszę ci się tłumaczyć.. - odwracasz się i idziesz w stronę wyjścia, ale on dotrzymuje ci kroku.
- Powinnaś to zgłosić na policję. Ten facet nie może cię tak bezkarnie bić.
- Słuchaj.. - zatrzymujesz się i zadzierasz głowę do góry, żeby patrzeć mu prosto w oczy. - Powtarzam po raz ostatni. Nikt mnie nie bije. - kładziesz szczególny nacisk na ostatnie zdanie. - Zajmij się swoimi sprawami, a moje zostaw w spokoju. - dodajesz i ruszasz w swoją stronę. Nie biegnie za tobą. Wiesz, że stoi i patrzy jak odchodzisz. Po co się wtrąca? Nie potrzebujesz niczyjej pomocy. Poza tym ten mężczyzna może sobie mówić co chce. Nie przegrasz walki tylko po to, żeby jego zawodniczka mogła zgarnąć pieniądze, a on jako trener ich połowę. Nie ma tak dobrze. Mogą sobie zastraszać kogo chcą, ale nie ciebie. Zdenerwowana i spóźniona idziesz do restauracji. Dostajesz upomnienie od szefa i zabierasz się  do pracy, mając nadzieję, że dzisiaj twoi sąsiedzi pójdą zjeść gdzieś indziej. Niestety już godzinę później widzisz ich przy tym samym stoliku co wcześniej. Widocznie była to ich ulubiona restauracja. Tym razem byli w trójkę. Dołączył do nich równie wysoki szatyn. Nie masz wyjścia i podchodzisz do ich stolika z lekkim uśmiechem.
- Co podać? - pytasz.
- Gdybyście mi powiedzieli, że kelnerki w tej restauracji są takie ładne to byłbym tu już wczoraj. - rzuca ich kolega, patrząc na ciebie z uśmiechem. Przenosisz na niego wzrok i mierzysz spojrzeniem brązowookiego szatyna. Posyłasz mu lekki uśmiech i czekasz na odpowiedź.
- To jest Wojtek - przedstawia was Karol. - A to Nikola. - zwraca się do niego. Wstaje i wyciąga rękę w twoim kierunku, patrząc na ciebie przymrużonymi oczami.
- Miło mi cię poznać. - mówi ciągle trzymając cię za rękę.
- Zamówimy to co wcześniej trzy razy. - odpowiada ci w końcu Karol, a ty bez słowa odchodzisz w stronę baru. Chodzisz między stolikami przyjmując i roznosząc zamówienia, czując na sobie spojrzenie Wojtka i.. Andrzeja. Różnica polegała jedynie na tym, że ten drugi nie patrzył na ciebie z pożądaniem. Dlaczego nie odpuści? Przecież nawet się nie znamy.Nie ma własnych problemów?

- Dzisiaj mogę cię z czystym sumieniem pochwalić. - słyszysz z ust trenera, po skończonym treningu. Sama musisz przyznać, że to był jeden z najlepszych treningów jakie miałaś. - Co cię wkurzyło?
- Skąd wiesz, że coś mnie wkurzyło? - pytasz, sznurując trampka.
- Tak walisz tylko wtedy gdy jesteś wkurzona.
- Był u mnie Cyga.. Chciał, żebym się poddała. - odpowiadasz.
- Ten to ma tupet.. - syczy zdenerwowany. - I co mu powiedziałaś?
- A jak myślisz? - wstajesz i zakładasz torbę na ramie. - Nie zastraszy mnie.. A jeśli wydaje mu się inaczej to z przyjemnością przemebluję mu tą krzywą buźkę.
- Wiesz do czego on jest zdolny?
- Czy ty mi sugerujesz to, że powinnam się zgodzić? - patrzysz na niego z góry z zawziętą miną.
- Nie, po prostu ostrzegam cię, żebyś na niego uważała.
- Będę. - odpowiadasz i ruszasz w stronę wyjścia.
- Pamiętaj, żadnej bójki poza ringiem! - słyszysz na odchodne i wychodzisz na świeże powietrze. Naciągasz kaptur na głowę i idziesz do samochodu, który odebrałaś przed treningiem. Twoja twarz wygląda nareszcie normalnie. Czujesz, że jesteś w dobrej formie, oby tylko utrzymała się ona do walki. Nie możesz przegrać. Musisz zrobić wszystko, żeby ją pokonać. Nie dasz temu dupkowi satysfakcji. Wiesz, że z taką motywacją na pewno nie będziesz łatwym przeciwnikiem.
    Wchodzisz do mieszkania i zdejmujesz buty, które niedbale rzucasz w kąt. Napuszczasz wody do wanny, marząc o gorącej kąpieli. Dopiero teraz czujesz to jak bardzo jesteś głodna. Wyjmujesz z lodówki mleko i zalewasz nim płatki. Siadasz po turecku na krześle i znów wracasz myślami do Cygi. Uśmiechasz się pod nosem na myśl o spojrzeniu jakim go obdarzysz bo wygranej walce. Nagle słyszysz dzwonek do drzwi. Biegniesz szybko otworzyć i ku twojemu zdziwieniu widzisz Andrzeja. Zdziwienie natychmiast zmienia się w zdenerwowanie. Zadzierasz głowę do góry i patrzysz na niego wojowniczo.
- Słuchaj.. Zaczynasz mnie irytować. Nie masz własnych problemów? W klubie? Z dziewczyną? Musisz wpieprzać się do mojego życia? Powtarzam ci po raz ostatni, że nikt mnie nie bije. A jeśli nawet ktoś byłby na tyle głupi, żeby mnie dotknąć to nawet wtedy nie byłby to twój interes. Nie trać więc czasu mojego i swojego i idź sobie. - kończysz i zamykasz drzwi. On jednak przytrzymuje je ręką.
- Tak właściwie to przyszedłem Ci powiedzieć, że nas zalałaś.. - słyszysz i puszczasz drzwi. Cholera. Nie zakręciłaś wody. Biegniesz szybko do łazienki, w której jest pełno wody i zakręcasz kurki. Rzucasz ręczniki na podłogę, żeby woda w nie wsiąkła i wracasz do Andrzeja, który nadal stoi na klatce schodowej.
- Przepraszam. - mówisz i czujesz jak robi ci się gorąco. Nie lubisz takich sytuacji.
- A jednak znasz to słowo. - patrzy na ciebie przymrużonymi oczami.
- Jestem zmęczona i nie mam ochoty na kłótnie z tobą. - wywracasz oczami. - Poczekaj dam ci numer mojej polisy i proszę bez głupiej docinki o przyznaniu się do winy.. - kręcisz głową i idziesz do salonu. Grzebiesz w papierach, aż w końcu znajdujesz to czego szukasz. - A jeśli kiedyś znów was zaleję lub zrobię coś innego to niech przyjdzie Karol. - zamykasz mu drzwi przed nosem i idziesz do łazienki, żeby zrobić w niej porządek.

     Następnego dnia wstajesz za wcześnie, więc masz więcej czasu na.. wszystko. Robisz sobie jajecznice i wchodzisz do łazienki. Patrzysz na swoją twarz, która od dawna nie była w tak dobrym stanie. Postanawiasz to wykorzystać. Prostujesz włosy i robisz delikatny makijaż, który podkreśla twoje brązowe oczy. Wyciągasz z szafy wszystkie nowe ciuchy i wybierasz coś co nadaje się do pracy. Gotowa patrzysz na siebie w lustrze i uśmiechasz się pod nosem. Nawet ty lubisz czasem ładnie wyglądać.
    Otwierasz restauracje i siadasz za barem. Masz jeszcze jakąś godzinę zanim zaczną schodzić się klienci. Otwierasz laptop i przeglądasz wiadomości. Szukasz czegoś ciekawego, ale poza kolejnymi sporami w rządzie nie ma nic. Już masz wyłączać, gdy widzisz nagłówek "PlusLiga: zmiana lidera, PGE Skra Bełchatów awansowała na pierwsze miejsce". Wchodzisz w artykuł, ale poza krótkim, zwartym tekstem nie ma nic konkretnego. Wyłączasz laptopa, a w tym samym momencie do restauracji wchodzą pierwsi klienci.
    Dzień jak co dzień. Wędrujesz między stolikami przyjmując i roznosząc zamówienia. Jednak dzisiaj męska część jest tobą jeszcze bardziej zainteresowana. Jak zwykle w porze obiadowej zjawia się Karol z kolegami. Siadają przy tym samym stoliku i czekają, aż do nich podejdziesz. Poprawiasz fartuszek zawiązany na biodrach i pewnym krokiem ruszasz w ich kierunku.
- To samo co zawsze? - pytasz z lekkim uśmiechem, patrząc na Karola. On jedyny w tym towarzystwie cię nie irytował.
- Tak, tak.. Ładnie wyglądasz. - mówi, mierząc cię wzrokiem, gdy odchodzisz. Posyłasz mu uśmiech przez ramie i wracasz za bar. Wiesz, że o tobie mówią bo co jakiś czas, któryś z nich zerka w twoim kierunku. W końcu Karol wstaje i podchodzi do ciebie. - Masz chwilę?
- Zależy na co.. - odpowiadasz, patrząc na niego z uniesionymi brwiami.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.. - uśmiecha się wesoło. - Przyjeżdża dzisiaj Ola i robimy małą imprezę. Byłoby mi bardzo miło gdybyś przyszła.
- Wiesz.. - zaczynasz, ale on ci przerywa.
- Nie ma żadnej wymówki. - mówi stanowczo. - Jeśli nie stawisz się dobrowolnie to zejdę i cię wyniosę. Nie żartuję.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. - znów ci przerywa. - Widzę cię o 20 u nas, albo 20:10 jestem u ciebie i siłą zaciągam cię na dół. Przemyśl te dwie opcje. - śmieje się lekko i wychodzi za chłopakami z restauracji. Nadal zdezorientowana patrzysz na to jak znikają. Wyobrażasz sobie to jak Karol ciągnie cie siłą na dół. Wiedziałaś, że był do tego zdolny. Trudno, nie otworzysz mu i tyle. Drzwi przecież nie wyważy. Wracasz do pracy, ciągle myśląc o imprezie. Nie masz dzisiaj treningu. Nie ma ryzyka, że twoja twarz będzie w kiepskim stanie. Masz szansę poznać nowych ludzi. Czy nie po to się właśnie przeprowadziłaś? Nie chcesz zmienić swojego dotychczasowego życia? Możesz w końcu żyć tak jak chcesz. Nie musisz martwić się o innych. Jesteś dorosła, a to nie jest dom dziecka. Możesz zacząć wszystko od początku. Decydujesz się, że pójdziesz. Ale z drugiej strony.. Jeśli nie odnajdziesz się w tym towarzystwie? Jeśli wyjdziesz na odludka? Nie ukrywajmy byłaś nim. Jesteś typem samotnika, któremu najlepiej jest w swoich czterech ścianach. Nie chcesz, żeby cie za taką uważali. Nie, nie pójdziesz. Walcząc sama ze sobą i zmieniając zdanie co pięć minut w końcu kończysz pracę.

Dochodziła dwudziesta, a ty stoisz ubrana przed lustrem. Patrzysz na siebie i przyznajesz, że wyglądasz cholernie seksownie. To dodaje ci pewności siebie. Wiesz, że pójdziesz na tą imprezę i będziesz się dobrze bawić. Nawet jeśli ma być przy tym ten idiota. Wychodzisz z domu i zamykasz drzwi. Schodzisz na dół i słyszysz już muzykę dobiegającą zza drzwi. Pukasz delikatnie i już po chwili widzisz przed sobą Karola.
- A już myślałem, że będę się musiał przejść do góry.. - śmieje się i przepuszcza, żebyś mogła wejść.
- Wyobraziłam sobie jak zaciągasz mnie tu siłą i jednak postanowiłam dotrzeć  na własnych nogach.. - odpowiadasz
- Dobry wybór. - skina głową i prowadzi cie w kierunku salonu. Nie ma wielu osób. Jak na razie oprócz dziewczyny, siedzącej na kanapie znasz tu wszystkich. Jak się okazuję jest to właśnie Ola, która na pierwszy rzut oka wygląda całkiem sympatycznie. Posyłasz lekki uśmiech do Wojtka, który wygląda jakby zachłysnął się powietrzem na twój widok. Powoli schodzą się inni goście, którzy w większości są zawodnikami Skry. Impreza rozkręcała się dość szybko. Bez problemu odnajdujesz się wśród nowych znajomych, oczywiście po kilku drinkach. Tylko z Andrzejem i jego dziewczyną nie rozmawiasz. Siedzą w kącie i cały czas się przytulają. Teraz dopiero rozumiesz o co chodziło Karolowi. Cały wieczór czujesz na sobie spojrzenie Wojtka. W końcu około północy spotykacie się sami na balkonie. Częstujesz go papierosem, ale on przecząco kiwa głową.
- No tak.. Sportowiec. - uśmiechasz się pod nosem. Wiesz, że ty też nie powinnaś palić, ale jeden, czy dwa papierosy na dzień to nic strasznego.
- Jak ci się podoba impreza? - pyta, opierając się o barierkę.
- Niezła. - wzruszasz ramionami, obserwując obłoki dymu, wydobywające się z twoich ust.
- Zazwyczaj tak mało mówisz, czy po prostu ze mną nie chcesz rozmawiać? - patrzy na ciebie. Uśmiechasz się, bo chyba właśnie go polubiłaś.
- Nie jestem wylewną osobą. - patrzysz na niego przymrużonymi oczami. Wiesz, że mu się podobasz. Wiesz, że nie może się skoncentrować. I podoba ci się to coraz bardziej.
- Zauważyłem. - przytakuje, upijając łyk piwa. - Skąd przyjechałaś?
- Z Warszawy. - opowiadasz, gasząc papierosa w popielniczce. - Może pójdziemy się przejść? -pytasz, opierając się o drzwi balkonowe. Patrzy na twoje nogi i bez słowa idzie za tobą. Wychodzicie niezauważeni z mieszkania. Większość imprezowiczów tańczy lub siedzi w kuchni rozmawiając. - Chodź do mnie wezmę coś, żeby na siebie zarzucić. - wchodzicie po schodach, a ty zapraszasz go do środka. Spacer to ostanie czego w tej chwili chcesz. On też wie, że nie chodzi ci o żadne okrycie. Nie zdążacie nawet zapalić światła. Przyciąga cię do siebie i opiera o ścianę w przedpokoju. A myślałaś, że to taki nieśmiały chłopiec, który będzie zakłopotany zaistniałą sytuacją. Pomyliłaś się i to bardzo.  Podciąga twoją sukienkę i łapiąc cię za udo unosi je na wysokość swojego biodra. Rozpinasz guziki brązowej, kraciastej koszuli, w której wygląda tak seksownie. Czujesz twarde mięśnie pod palcami. Tak, uwielbiałaś sportowców. Zdejmuje twoją bluzkę i rzuca ją w kąt. Unosi cię a ty oplatasz nogi wokół jego bioder i  ponownie uderzasz o zimną boazerie. Czujesz jego gorący oddech w okolicy szyi i wielkie ręce na piersiach. Wpija ci się mocno w usta, a ty zaciskasz palce na jego włosach. Nie odrywając się od ciebie rusza w nieznanym mu kierunku. W końcu trafiacie do sypialni, gdzie rzuca cię na łóżko...

- Kawy? - pytasz, następnego dnia. Po wspólnie spędzonej nocy budzi się w twoim łóżku. Nie należałaś do śpiochów, więc wstałaś dość wcześnie i teraz czekałaś, aż się obudzi.
- Chętnie. - odpowiada, przecierając oczy. Opiera się o łokcie i patrzy jak wychodzisz z pokoju w samej bieliźnie, na którą zarzuciłaś jedynie koszulkę. Wracasz i podajesz mu kubek z kawą, a na stole obok niego kładziesz talerz z kanapkami. Wyciągasz z torebki paczkę papierosów i wychodzisz na balkon. Siadasz na krześle i opierasz nogi o barierkę. Po chwili dołącza do ciebie Wojtek, zapinając pasek od spodni. Wyjmuje z nich telefon i patrzy na niego, marszcząc brwi.
- Chłopaki się zastanawiają gdzie jestem.. - mówi cicho i odpisuje im na smsa.
- Wyszedłem wcześniej i przespałem się z waszą sąsiadką - uśmiechasz się pod nosem i zaciągasz papierosem.
- Chcesz, żeby to zostało między nami? - pyta, patrząc na ciebie z góry.
- Szczerze? Mało mnie obchodzi, czy komuś powiesz, czy nie.. - wzruszasz ramionami, gasząc papierosa w popielniczce.
- Masz jakieś plany na wieczór?
- Słuchaj.. - wstajesz i opierasz się przed nim o barierkę. - Od razu ci mówię, że ja się nie wiążę. To, że ze sobą spaliśmy nie oznacza, że musimy być razem. Nie chce, żebyś pomyślał, że oczekuję od ciebie czegoś więcej...
- Przygodny seks?
- Seks bez zobowiązań brzmi lepiej. - poprawiasz go z lekkim uśmiechem. - A co do wieczoru to nie mam planów. Wpadnij po mnie o 20. - mówisz i wchodzisz do mieszkania. Zbiera swoje rzeczy i wychodzi. Idealnie. Żadnych łzawych i romantycznych tekstów. Wyłącznie dobry seks. Idziesz do łazienki i bierzesz długą kąpiel. Po godzinie jesteś gotowa do wyjścia. Idziesz na parking i próbujesz sobie przypomnieć to, gdzie zaparkowałaś. W końcu znajdujesz samochód, przy którym widzisz dwóch napakowanych mężczyzn. Podchodzisz pewnie, ale oni widocznie czekają na ciebie. Ruszają w twoim kierunku, a ty już wiesz czego chcą...

                                                                           ~~~~

Wiem, że wcześniej nie włączyłam możliwości dodawania komentarzy przez anonimowych użytkowników ale już jest taka możliwość, więc bardzo proszę o komentowanie :)
Następny z okazji świąt w Wigilię :)

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział II

Odruchowo poprawiasz włosy i szybko zerkasz na siebie w lusterku. Z uniesioną do góry głową idziesz w ich kierunku.
- Co podać? - pytasz, patrząc głównie na sąsiada, który uśmiecha się na twój widok.
- Pracujesz tu? - unosi brwi zdziwiony. - Andrzej to jest nasza nowa sąsiadka. Ta sama, której wczoraj zaniosłem ciastka. - zwraca się do bruneta.
- My się już znamy. - odpieram szybko. - Jesteście razem?
- Co?! Nie, nie nie.. - obaj patrzą na ciebie z przerażeniem. - Po prostu wynajmujemy razem mieszkanie. Wy się już poznaliście?
- O tak.. - uśmiechasz się, piorunując go wzrokiem. - Wczoraj rozwalił mi samochód.
- Ja tobie? - patrzy na ciebie zbulwersowany. Nie chcesz wszczynać kłótni w pracy. Przenosisz ponownie wzrok na blondyna i powtarzasz pytanie. Przyjmujesz zamówienie i odchodzisz, czując na sobie wzrok obu mężczyzn. Gotowe posiłki bez słowa kładziesz na ich stole i się oddalasz. Siedzisz przy barze i jesz sałatkę w porze obiadowej, gdy nagle słyszysz głośne krząknięcie. Podnosisz głowę i widzisz sąsiada, którego imienia nadal nie znasz.
- Podać coś jeszcze? - pytasz, połykając szybko resztki jedzenia.
- Nie, nie.. Najadłem się już. Chciałem zapytać co robisz wieczorem? - posyła ci uprzejmy uśmiech, a ty zaczynasz zastanawiać się, czy on kiedyś przestaje się szczerzyć.
- Dlaczego pytasz?
- Robimy mała imprezkę u nas w mieszkaniu. Wiesz, nic wielkiego.. Kilku znajomych, piwko, muzyka.. Pomyślałem, że skoro jesteś nowa w mieście to zapoznam cię z paroma osobami, a przy okazji poznamy się bliżej.
- Dzięki, ale raczej nie.. - kręcisz głową i przenosisz wzrok na bruneta, który zniecierpliwiony czeka przy drzwiach.
- Chodzi o Andrzeja? - pyta, podążając za twoim spojrzeniem.
- Nie.. Po prostu jestem dzisiaj zajęta.. - kłamiesz, mając nadzieję, że odpuści.
- Wiesz, że ja się  nie poddam. Wisisz mi rozmowę za te ciasteczka.
- Innym razem, obiecuje. - odpowiadasz i lekko się uśmiechasz. Nigdy nie lubiłaś natrętów, ale ten, o dziwo, budził w tobie sympatię.
- Jeśli jednak zmienisz zdanie to wiedz, że jesteś mile widziana. - mówi i odchodzi. Patrzysz jak razem z brunetem wychodzą z restauracji i wracasz do jedzenia. Kłamałaś, zresztą nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Nie miałaś żadnych planów na wieczór. Prawdopodobnie zalegniesz na kanapie z popcornem lub chipsami i będziesz oglądała jakiś durny film. Czy tak miało wyglądać całe twoje życie? Czy nie zmieniłaś miasta, żeby zacząć od początku? Nie miałaś czasu się nad tym zastanawiać bo do restauracji weszła grupka osób, którą musiałaś obsłużyć.

Zmęczona po południowym treningu wchodzisz do mieszkania i rzucasz torbę na łóżko. Po raz pierwszy od dawna wróciłaś do domu w takim stanie. Czułaś, że tracisz motywacje. Każdy kolejny cios, był coraz mniej bolesny dla przeciwnika, co ten od razu wykorzystywał. Dzisiaj przekonałaś się o tym na własnej skórze. Idziesz do kuchni i wyciągasz lód z zamrażalki, który przykładasz do twarzy. Opadasz zmęczona na kanapę i tracisz ostatnie siły. Odpływasz do krainy Morfeusza.

Otwierasz oczy zaspana. Od razu orientujesz się co cię obudziło. Widocznie impreza trwała w najlepsze, bo muzyka sprawiała, że twoja podłoga się trzęsła. Wstajesz i idziesz do łazienki. Oglądasz w lustrze swoją twarz i wzdychasz. Zbankrutujesz, kupując kosmetyki, które pokryją ślady sparingów. Wchodzisz do wanny i zamykasz oczy, próbując się zrelaksować, ale muzyka, którą słyszysz, skrzętnie ci to uniemożliwia. Wzdychasz z bezsilności i wychodzisz. Przyklejasz plaster na rozwalony łuk brwiowy i idziesz do kuchni zrobić kolację. No tak.. Nie zrobiłaś zakupów i twoja lodówka świeci pustkami. Głodna wracasz do pokoju i zatapiasz się w cieplutkiej kołdrze. Zamykasz oczy, ale po godzinie stwierdzasz, że nie dasz rady zasnąć przy tym hałasie. Patrzysz na zegarek i widzisz, że jest już dobrze po północy. Czy w tym bloku do jasnej cholery nie obowiązuje cisza nocna? Dajesz im jeszcze pół godziny na wyłączenie muzyki. Nie masz zamiaru tego tolerować. Czy innym sąsiadom to nie przeszkadza? Może już się przyzwyczaili do tego, że w sobotę nie jest im dane się wyspać. Tak jak myślałaś. Pół godzinny później muzyka nie ucichła. Zdenerwowana, wstajesz i w luźnym dresie, w którym na co dzień śpisz wychodzisz z domu. Schodzisz po schodach w dół i pięścią walisz w drzwi z numerem 8. Czekasz dobre pięć minut zanim ktoś łaskaw ci jest otworzyć. Widocznie nie masz dzisiaj szczęścia bo przed sobą widzisz bruneta, który z piwem w ręku wychodzi i staje przed drzwiami na wycieraczce.
- Jednak przyszłaś? - pyta, mierząc cie wzrokiem. Zatrzymuje wzrok na twojej twarzy i marszczy brwi. - Kto ci to zrobił?
Cholera. Zapomniałaś, że bez makijażu twoja twarzy wygląda tragicznie.
- Nie twój interes. - odgryzasz się, żeby więcej nie drążył tego tematu.
- Ktoś cie bije?
- Nikt mnie nie bije. Powtarzam, to nie twój interes. Moglibyście ściszyć muzykę? Niektórzy chcieliby iść spać.
- Przeszkadza ci?
- Gdyby mi nie przeszkadzało to by mnie tu chyba nie było, nie? - mrużysz oczy. - Dobranoc. - odwracasz się na pięcie i odchodzisz, czując na sobie jego spojrzenie. Spełniają twoją prośbę, a raczej żądanie i muzyki prawie wcale nie słyszysz. Wracasz do łóżka i po chwili zasypiasz.

Budzisz się w niedzielny poranek po 10. Bierzesz szybki prysznic i doprowadzasz twarz do porządku. Gotowa wychodzisz z domu i pieszo idziesz w kierunku galerii handlowej, która znajduje się kilka ulic od twojego mieszkania. Chodzisz po sklepach szukając czegoś eleganckiego. Dresów masz już wystarczająco dużo. Oglądasz sukienki, ale wizja założenia którejś jest dla ciebie przerażająca. Nie pasowałaś do takiego stylu, ale przynajmniej dwie wypadało mieć w szafie. Po godzinnej wycieczce dźwigasz kilkanaście toreb wypełnionych ciuchami, a jeszcze musisz zrobić zakupy spożywcze.
- Nikola! - słyszysz wołanie za sobą. Zaskoczona odwracasz się i widzisz swoich sąsiadów w towarzystwie jakiejś dziuni, wtulonej w bruneta. Czekasz, aż podejdą na odpowiednią odległość.
- Cześć. - witasz się, gdy są już obok ciebie.
- Poznajcie się.. To jest Marta - mówi blondyn, a ty uśmiechasz się do niej lekko. - Zakupy? - pyta patrząc na siatki, które trzymasz w rękach. Przytakujesz jedynie głową. Czujesz na sobie wzrok Andrzeja, który prawdopodobnie bada stan twojej twarzy. - Co ci się stało? - również blondyn zauważa twój rozwalony łuk brwiowy.
- Miałam małe zderzenie z szafką.. - kłamiesz, odruchowo łapiąc się za czoło.
- Masz teraz czas? Może pójdziesz z nami do kina? Chcemy obejrzeć Kamerdynera.
- Widziałam już. - odpowiadasz, ciesząc się, że byłaś na tym jeszcze w Warszawie.
- No to może skoczymy na kawę? Nie lubię takich filmów.. Pamiętaj, że wisisz mi rozmowę.. - uśmiecha się do ciebie przyjaźnie.
- Widzę, że nie odpuścisz.. - kręcisz głową z lekkim uśmiechem. - Niech będzie.. - wzdychasz, patrząc jak jego uśmiech staje się jeszcze szerszy.
- Wybaczcie gołąbeczki, ale zostawiam was samych. - zwraca się do nich i bierze ode ciebie torby. - Miłej zabawy. - dodaje i bierze cie pod rękę. Kręcisz głową ze śmiechem i idziesz z nim równo w stronę kawiarni. Siadacie przy stoliku i zamawiacie kawę z ciastkiem. Nie jadłaś śniadania, a organizm przypomina ci o tym, cichym pomrukiem. - No to powiedz mi coś o sobie..
- Może ty mi powiedz najpierw jak masz na imię..
- Oo.. No tak.. Nie przedstawiłem ci się.. - śmieje się. - Karol jestem. Karollo, Karol, Kłos, Kłosik.. jak wolisz..
- No to Karol.. - zaczynasz z uśmiechem. - Od razu uprzedzam, że nie jestem ciekawą osobą z interesującym życiorysem.. Co konkretnie chcesz o mnie wiedzieć?
- Hmm.. Czym się zajmujesz? Czym się interesujesz? Czemu wybrałaś właśnie Bełchatów? Skoro mamy być sąsiadami muszę wiedzieć takie rzeczy.. - wzrusza ramionami.
- Jak wiesz pracuję w tej małej restauracji. Do Bełchatowa przyjechałam bez żadnego konkretnego powodu.. Można powiedzieć, że zamknęłam oczy i palcem na mapie wybrałam akurat to miasto.
- A co poza pracą robisz?
- To i owo.. A i od czasu do czasu wpadam na szafki.. - wskazujesz na plaster, żeby nie drążyć tego tematu. Zostaje przyniesione wasze zamówienie. Upijasz łyk kawy, obserwując dwie dziewczyny, które stoją za Karolem i wskazują na niego palcem. W końcu jedna z nich zbiera się na odwagę i rusza w waszym kierunku.
- Przepraszam.. Ale jesteśmy wielkimi fankami Skry. Uwielbiamy cię.. Zrobisz sobie z nami zdjęcie? - pyta nieśmiało, a ty nie wiedząc o co chodzi, obserwujesz tą sytuację jedynie z boku.
- Pewnie. - odpowiada.
- Może pani.. - podaje ci aparat, a ty bez słowa wstajesz i robisz im zdjęcie. Całe rozpromienione dziękują i odchodzą jeszcze kilkakrotnie się odwracając.
- Siedzę z jakąś gwiazdą? - pytasz, unosząc brwi.
- Nie.. - śmieje się. - Gram po prostu w siatkę i ludzie często robią sobie ze mną zdjęcia..
- Ta Skra to jest twój.. klub?
- Każdy w Bełchatowie to wie.. Oj, widzę, że musisz się sporo nauczyć. - szczerzy się do ciebie.
- Innym razem.. - odpowiadasz, wyciągając portfel.
- No nawet nie żartuj. To ja cie zaprosiłem i nie pozwolę ci zapłacić. - mówi szybko, patrząc ci na ręce. - Następnym razem ty mnie zaprosisz.
- Ok. - uśmiechasz się i zbierasz wszystkie torby.
- Jesteś samochodem?
- Nie, bo jak wiesz twój przyjaciel wjechał mi w tył i jeszcze go nie naprawiłam.
- No to cię odwiozę.
- Poradzę sobie. Poza tym muszę jeszcze iść zrobić zakupy na obiad..
- No to pójdziemy razem. Akurat Andrzej i Marta wyjdą z kina i zabierzemy się w czwórkę. Nie chce słyszeć nie. - mówi, biorąc od ciebie siatki i czekając, aż pierwsza przejdziesz przez drzwi. Wiesz, że z nim nie wygrasz, więc robisz posłusznie to co ci każe. Robicie zakupy jeżdżąc wózkiem między regałami i wkładając do niego potrzebne rzeczy. Wychodzicie na podziemny parking i czekacie na parę, która nadal jest w kinie. O dziwo, dobrze czujesz się w jego towarzystwie. W między czasie dowiadujesz się, że ma dziewczynę o imieniu Ola, która studiuje w Warszawie i wraca do Bełchatowa dwa razy w miesiącu. Andrzej z Martą są razem od roku i tworzą dość dobraną parę. Karola irytuje jedynie to, że ona lubi okazywać miłość przy wszystkich, a jego już w ogóle się nie krępuje. W Bełchatowie mieszka od czterech lat, a jego klub był siedmiokrotnym Mistrzem Polski.
    Jego największą zaletą było to, że dużo mówił, ale nie w ten sposób, który zanudza słuchacza. Jest idealnym kolegą dla ciebie. Nie lubisz dużo mówić, szczególnie o sobie. Jesteś za to świetnym słuchaczem, a on chyba właśnie kogoś takiego szuka. Dobraliście się idealnie. Siedzicie w samochodzie słuchając w kółko jednej piosenki, której słucha, "aż mu się znudzi". Lubisz ludzi z różnymi dziwactwami, więc bez problemu znosisz dziesięciokrotne wysłuchanie tego samego utworu. W końcu Andrzej i Marta wracają i razem jedziecie do domu. Pomimo zapewnień, że dasz sobie radę Karol wnosi za ciebie torby do mieszkania. Dziękujesz mu i zapraszasz na kawę, gdy znajdzie chwile czasu. Patrzysz na zegarek nie wierząc, że spędziłaś w galerii cały dzień. Robisz sobie kolacje i siadasz przed telewizorem włączając jakiś film, który leci akurat na TVN. Po długiej kąpieli i zapaleniu papierosa, kładziesz się do łóżka i nawet nie wiesz kiedy zasypiasz.

Rano wstajesz i z przerażeniem stwierdzasz, że nie ustawiłaś wczoraj budzika. Wyciągasz pierwsze lepsze ubranie z szafy i szybko załatwiasz poranną toaletę. Jesteś już na parkingu, gdy przy wyjściu zauważasz mężczyznę, który sprawia, że się zatrzymujesz. Poznajesz go. Tak paskudnej gęby nie da się zapomnieć. Nie chcesz pokazać, że wywarł na tobie jakiekolwiek wrażenie, więc unosisz wysoko głowę do góry i idziesz w jego kierunku.
- Musimy porozmawiać.. - zwraca się do ciebie, gdy jesteś dostatecznie blisko.
- Nie wydaje mi się, żeby było o czym.. - mrużysz oczy i patrzysz na niego wyzywająco. Chce cię zastraszyć? Dobre sobie. - Wiem czego chcesz i od razu ci mówię, żebyś nawet na to nie liczył. - odpowiadasz i ruszasz przed siebie.
- Słuchaj laluniu.. - łapie cie za rękę. Próbujesz się wyrwać, ale jego stalowy uścisk ci na to nie pozwala.
- Puść ją! - słyszysz znajomy głos. Odwracasz głowę i widzisz Andrzeja, który biegnie w waszym kierunku..

                                                                              ~~~

Bardzo proszę o komentarze. Następny w piątek :)

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział I

Zmęczona, głodna i spocona szukasz miejsca na podziemnym parkingu. Widzisz jedno jedyne wolne miejsce wśród tysiąca innych zajętych przez samochody zagranicznych marek. Wciskasz mocno pedał gazu, żeby jakieś wypasione auto ci go nie zajęło. Próbujesz zaparkować równo, ale jak zwykle ci się to nie udaje. Starasz się otworzyć drzwi ale samochód obok którego zaparkowałaś ci to uniemożliwia. Wzdychasz z bezsilności i odpalasz silnik. Potwierdzasz w myślach to co mówią o parkujących kobietach. Wbijasz wsteczny i wyjeżdżasz, chcąc poprawić ustawienie auta. Nagle słyszysz huk i czujesz, że samochód bez twojej pomocy przesuwa się w lewo. Zdezorientowana wychodzisz i widzisz inny pojazd, który zmiażdżył tył twojego.
- Cholera.. - syczysz, oceniając szkody. Patrzysz na mężczyznę, który nadal siedzi za kierownicą czarnego samochodu. W końcu otwiera drzwi i wychodzi. Zadzierasz głowę wysoko do góry. Brunet ma dobre dwa metry wzrostu.
- Nie widziała pani, że jadę? - pyta, patrząc w końcu na mnie.
- Nie widział pan, że wyjeżdżam? Chyba jechał pan za szybko.. - wycedzam przez zaciśnięte zęby. Chce zwalić na mnie winę. O, nie doczekanie.
- Ja miałem pierwszeństwo. Powinna się pani upewnić czy może wyjechać.. - uniósł jedną brew.
- Gdyby jechał pan wolniej na pewno bym pana zauważyła. - krzyżuje ręce na piersiach, patrząc na niego wyzywająco.
- Za kierownicą trzeba mieć refleks.
- Popieram. Trzeba hamować, gdy widzi się inny samochód przed sobą.. - wywracasz oczami.
- Jestem świetnym kierowcą. To przez pani nieuwagę.
- O tak.. Świetnie wjechał mi pan w tył. - otwierasz drzwi zmęczona tą bezsensowną wymianą zdań. - Może pan odjechać bo chciałabym w końcu zaparkować.
- Myślę, że wisi mi pani za mechanika.
- Słucham? - zaśmiałam się. - To pan powinien mi zapłacić za naprawę. Serio chce się pan w to bawić? Pan naprawi swój ja swój i tyle.
- Dlaczego nie chce się pani przyznać do winy?
- Bo to nie jest moja wina. Następnym razem proszę po prostu jechać wolniej. - wzruszasz ramionami i sadowisz się za kierownicą. - Jak pan nie odjedzie to przesunę sama pański samochód. - mówisz, wychylając głowę przez szybę. Patrzy jeszcze chwilę na ciebie i również wsiada.
- Niech pani uważa. Widzę, że to nie pani pierwszy wypadek.. - zerka na mój rozwalony łuk brwiowy, na którym znajduje się teraz biały plaster. - Nic dziwnego.. Tak to jest jak nie umie się prowadzić samochodu.. - kręci głową i odpala silnik. Już masz mu odpowiadać ale odjeżdża z piskiem opon. Co za cham. Odkrywasz, że zdenerwowana parkujesz lepiej. Bez problemu otwierasz drzwi i ruszasz w stronę klatki schodowej. Cała obolała wchodzisz na trzecie piętro i znajdujesz się w mieszkaniu. Od razu idziesz do łazienki i odkręcasz kurki z zimną i ciepłą wodą. Zdejmujesz ubrania i wchodzisz do wanny, która pobudza twoje endorfiny. Oglądasz siniaki na ciele i zaskoczona stwierdzasz, że ich liczba jest dużo mniejsza, niż się spodziewałaś. Wychodzisz dopiero wtedy, gdy woda robi się zimna. Owinięta ręcznikiem robisz stos kanapek i zalegasz na kanapie przed telewizorem. Tak wygląda twoja pierwsza noc w Bełchatowie. Podejrzewasz, że będzie tak wyglądała większość twoich wieczorów. Bo niby z kim tu masz wyjść? Oprócz trenera i idioty, który godzinę temu skasował ci auto nie znasz tutaj nikogo. Ale czy właśnie nie tego chciałaś? Jesteś samotna. Z dala od ludzi z którymi mogłabyś porozmawiać. Ubierasz dres i wychodzisz na balkon zapalić papierosa. Opierasz się o barierkę i patrzysz na nocny krajobraz miasta. W jednym z okien w bloku naprzeciwko ciebie widzisz kobietę z dzieckiem na rękach. Jest szczęśliwa, patrząc na swoje dziecko. Dlaczego moja matka nie była szczęśliwa, patrząc na mnie? Dlaczego nie poczuła do mnie tego co czują kobiety widząc swoje dzieci? Co ze mną było nie tak? Czemu nikt nie patrzył tak na mnie nigdy? Odwracasz się od tego widoku i zaciągasz  papierosem po czym obserwujesz szare obłoki dymu. Twoją zadumę przerywa pukanie. Wyrzucasz niedopalonego papierosa i idziesz w kierunku drzwi, zastanawiając się kto to może być. Otwierasz i widzisz wysokiego blondyna, który stoi przed tobą i promiennie się uśmiecha.
- Cześć. - wita się z tobą, jakby znał cię od lat. - Karol jestem, sąsiad z dołu. - wyciąga jedną rękę, w drugiej trzymając talerz z ciastkami. Widzi, że twój wzrok zatrzymał się na nich i wybucha śmiechem. - Widziałem to w amerykańskich filmach. Tak mieszkańcy witają nowego sąsiada. Proszę. - wyjaśnia i podaje ci talerz.
- Dziękuję. - odpowiadasz niepewnie.
- To jak masz na imię? - pyta, a ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nie przedstawiłaś się mu.
- Nikola. 
- Miło mi cię poznać. Skąd przyjechałaś? - opiera się o framugę drzwi i krzyżuję ręce na piersiach. Patrzysz na niego zdezorientowana. Wiesz, że powinnaś zaprosić go do środka, ale nie chcesz pozwolić na to, żeby wchodził w twoją sferę samotności.
- Z Warszawy.
- Też stamtąd jestem! - odpowiada radośnie. - Co cię tu sprowadza?
- Przepraszam. Nie chcę być niegrzeczna, ale jestem zmęczona. Możemy przełożyć tą rozmowę?
- Jasne. Wiem, że jest już późno, ale upiekłem te ciastka i chciałem ci je przynieść żeby były jeszcze ciepłe. - wzrusza ramionami. - Do zobaczenia sąsiadko. - posyła mi jeszcze na koniec uśmiech i odchodzi. Patrzysz na niego dopóki nie znika za rogiem i zamykasz drzwi. Zanosisz ciastka do kuchni i próbujesz pierwszego z brzegu. Oczywiście na jednym się nie kończy i po chwili zostaje jedynie pusty talerz.

Po pierwszej nocy w nowym domu wstajesz w świetnym nastroju. Nadal nie możesz uwierzyć, że to wszystko tak się potoczyło. Masz mieszkanie, pracę i robisz to co kochasz. Idziesz do łazienki, żeby się ogarnąć. Przed tobą pierwszy dzień w nowej pracy. Chcesz się pokazać z jak najlepszej strony. Otwierasz torbę, której wczoraj nawet nie rozpakowałaś. Nie masz dużego wyboru. Kilka par jeansów, kilka bluzek i masa dresów. Ani jednej sukienki, czy nawet eleganckiej bluzki. Nie chodzisz tak ubrana bo czujesz się jak w przebraniu. Wyjmujesz jeansy i białą bokserkę. Całe szczęście, że na dworze jest ciepło. Musisz koniecznie wybrać się na zakupy. Po zrobieniu szybkiego makijażu i przeczesaniu włosów wychodzisz z mieszkania. Jesteś zmuszona wziąć taksówkę bo twój samochód nadal ma wgnieciony tył. Na miejscu jesteś przed czasem. Wchodzisz do małej restauracji i kierujesz się w stronę zaplecza w poszukiwaniu szefa. Znajdujesz starszego, siwego mężczyznę za biurkiem, porządkującego papiery.
- Dzień dobry - witasz się. Unosi wzrok i uśmiecha się na twój widok.
- Witam. Jest pani punktualnie. Oby tak dalej. - wstaje i wychodzi. Idziesz za nim bo staruszek oprowadza cie po całej restauracji pokazując gdzie masz czego szukać. W końcu dostajesz fartuch i zaczynasz pracę. Wędrujesz ciągle między stolikami roznosząc zamówienia. Dostajesz spore napiwki co jeszcze bardziej poprawia ci humor. Do czasu, aż w drzwiach restauracji widzisz mężczyznę, który wczoraj rozwalił ci auto. Ku twojemu zdziwieniu jest z sąsiadem od ciasteczek.


                                                                                    ~~~

Pierwszy rozdział już jest :) Proszę o komentarze bo to ogromna motywacja, a na początku potrzebna mi jest jeszcze bardziej :) Następny w poniedziałek :)

wtorek, 3 grudnia 2013

Prolog.

Otwierasz drzwi swojego nowego mieszkania. W końcu na swoim. W końcu w swoich czterech ścianach. Nie słysząc płaczu innych dzieci. Nie dzieląc małego pokoiku z denerwującą współlokatorką. Masz własne mieszkanie z własnym pokojem i łazienką. Rzucasz jedną, jedyną torbę jaką masz na łóżko i rozglądasz się z dumą po pomieszczeniu. Tak, ono jest twoje. Wychodzisz na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Odpalasz papierosa i marzysz o tym, żeby zobaczyli cię teraz wszyscy ci, którzy mówili, że nie dasz rady. Ci, którzy spisywali cię na straty od lat. Marzyłaś o tym, żeby zobaczyła cię matka. Tak mamusiu.. Poradziłam sobie bez ciebie. Sama w nowym mieście możesz zacząć wszystko od nowa. Z dala od znajomych bo przyjaciół nie posiadasz. Z dala od domu dziecka, w którym spędziłaś najgorsze lata swojego życia. Nie będziesz widywać nauczycieli, którzy uważali cię za zło wcielone i margines społeczny. Nie rozumieli cię. Nie chcieli cię zrozumieć bo nie byłaś taka jak reszta. Idealna. Nieskazitelna. Chodziłaś swoimi ścieżkami, nie patrząc wstecz. Przez 20 lat nie nawiązałaś przyjaźni bojąc się zaufać komukolwiek. Nie byłaś skłonna powierzać innym swoich sekretów, marzeń, czy ukrytych pragnień. Nie wiesz co to miłość bo nigdy jej nie zaznałaś. Nigdy nie obdarzyłaś nikogo tym wyjątkowym uczuciem. Często zastanawiasz się czy ona w ogóle istnieje. Czy to nie wymysł ludzi, którzy pracują w komercyjnych organizacjach i wciskają ludziom bujdę. A oni? Wierzą w to bo reszta w to wierzy. Znałaś się na ludziach. Potrafiłaś być dobrym obserwatorem, patrząc na wszystko z boku. Widziałaś jak bardzo się zmieniają, chcąc podporządkować się reszcie. Ty tak nie potrafiłaś. Nie potrafiłaś udawać rozchichotanej idiotki, żeby wstąpić do elity. Nie potrafiłaś udawać kujona wpatrzonego w książki, żeby należeć do tych "mądrych". Nie potrafiłaś udawać, że interesujesz się sportem, żeby bujać się ze sportowcami. Byłaś nieopisaną, nienależącą do żadnej grupy jednostką...
Byłaś po prostu sobą...
Traktowaną inaczej bo nie miałaś rodziców...
Traktowaną inaczej bo mieszkałaś w domu dziecka...
Traktowaną inaczej bo nie byłaś taka jak reszta...

Teraz możesz zacząć wszystko od nowa...
Odciąć się od przeszłości...
Możesz zacząć żyć...