Zmęczona, głodna i spocona szukasz miejsca na podziemnym parkingu. Widzisz jedno jedyne wolne miejsce wśród tysiąca innych zajętych przez samochody zagranicznych marek. Wciskasz mocno pedał gazu, żeby jakieś wypasione auto ci go nie zajęło. Próbujesz zaparkować równo, ale jak zwykle ci się to nie udaje. Starasz się otworzyć drzwi ale samochód obok którego zaparkowałaś ci to uniemożliwia. Wzdychasz z bezsilności i odpalasz silnik. Potwierdzasz w myślach to co mówią o parkujących kobietach. Wbijasz wsteczny i wyjeżdżasz, chcąc poprawić ustawienie auta. Nagle słyszysz huk i czujesz, że samochód bez twojej pomocy przesuwa się w lewo. Zdezorientowana wychodzisz i widzisz inny pojazd, który zmiażdżył tył twojego.
- Cholera.. - syczysz, oceniając szkody. Patrzysz na mężczyznę, który nadal siedzi za kierownicą czarnego samochodu. W końcu otwiera drzwi i wychodzi. Zadzierasz głowę wysoko do góry. Brunet ma dobre dwa metry wzrostu.
- Nie widziała pani, że jadę? - pyta, patrząc w końcu na mnie.
- Nie widział pan, że wyjeżdżam? Chyba jechał pan za szybko.. - wycedzam przez zaciśnięte zęby. Chce zwalić na mnie winę. O, nie doczekanie.
- Ja miałem pierwszeństwo. Powinna się pani upewnić czy może wyjechać.. - uniósł jedną brew.
- Gdyby jechał pan wolniej na pewno bym pana zauważyła. - krzyżuje ręce na piersiach, patrząc na niego wyzywająco.
- Za kierownicą trzeba mieć refleks.
- Popieram. Trzeba hamować, gdy widzi się inny samochód przed sobą.. - wywracasz oczami.
- Jestem świetnym kierowcą. To przez pani nieuwagę.
- O tak.. Świetnie wjechał mi pan w tył. - otwierasz drzwi zmęczona tą bezsensowną wymianą zdań. - Może pan odjechać bo chciałabym w końcu zaparkować.
- Myślę, że wisi mi pani za mechanika.
- Słucham? - zaśmiałam się. - To pan powinien mi zapłacić za naprawę. Serio chce się pan w to bawić? Pan naprawi swój ja swój i tyle.
- Dlaczego nie chce się pani przyznać do winy?
- Bo to nie jest moja wina. Następnym razem proszę po prostu jechać wolniej. - wzruszasz ramionami i sadowisz się za kierownicą. - Jak pan nie odjedzie to przesunę sama pański samochód. - mówisz, wychylając głowę przez szybę. Patrzy jeszcze chwilę na ciebie i również wsiada.
- Niech pani uważa. Widzę, że to nie pani pierwszy wypadek.. - zerka na mój rozwalony łuk brwiowy, na którym znajduje się teraz biały plaster. - Nic dziwnego.. Tak to jest jak nie umie się prowadzić samochodu.. - kręci głową i odpala silnik. Już masz mu odpowiadać ale odjeżdża z piskiem opon. Co za cham. Odkrywasz, że zdenerwowana parkujesz lepiej. Bez problemu otwierasz drzwi i ruszasz w stronę klatki schodowej. Cała obolała wchodzisz na trzecie piętro i znajdujesz się w mieszkaniu. Od razu idziesz do łazienki i odkręcasz kurki z zimną i ciepłą wodą. Zdejmujesz ubrania i wchodzisz do wanny, która pobudza twoje endorfiny. Oglądasz siniaki na ciele i zaskoczona stwierdzasz, że ich liczba jest dużo mniejsza, niż się spodziewałaś. Wychodzisz dopiero wtedy, gdy woda robi się zimna. Owinięta ręcznikiem robisz stos kanapek i zalegasz na kanapie przed telewizorem. Tak wygląda twoja pierwsza noc w Bełchatowie. Podejrzewasz, że będzie tak wyglądała większość twoich wieczorów. Bo niby z kim tu masz wyjść? Oprócz trenera i idioty, który godzinę temu skasował ci auto nie znasz tutaj nikogo. Ale czy właśnie nie tego chciałaś? Jesteś samotna. Z dala od ludzi z którymi mogłabyś porozmawiać. Ubierasz dres i wychodzisz na balkon zapalić papierosa. Opierasz się o barierkę i patrzysz na nocny krajobraz miasta. W jednym z okien w bloku naprzeciwko ciebie widzisz kobietę z dzieckiem na rękach. Jest szczęśliwa, patrząc na swoje dziecko. Dlaczego moja matka nie była szczęśliwa, patrząc na mnie? Dlaczego nie poczuła do mnie tego co czują kobiety widząc swoje dzieci? Co ze mną było nie tak? Czemu nikt nie patrzył tak na mnie nigdy? Odwracasz się od tego widoku i zaciągasz papierosem po czym obserwujesz szare obłoki dymu. Twoją zadumę przerywa pukanie. Wyrzucasz niedopalonego papierosa i idziesz w kierunku drzwi, zastanawiając się kto to może być. Otwierasz i widzisz wysokiego blondyna, który stoi przed tobą i promiennie się uśmiecha.
- Cześć. - wita się z tobą, jakby znał cię od lat. - Karol jestem, sąsiad z dołu. - wyciąga jedną rękę, w drugiej trzymając talerz z ciastkami. Widzi, że twój wzrok zatrzymał się na nich i wybucha śmiechem. - Widziałem to w amerykańskich filmach. Tak mieszkańcy witają nowego sąsiada. Proszę. - wyjaśnia i podaje ci talerz.
- Dziękuję. - odpowiadasz niepewnie.
- To jak masz na imię? - pyta, a ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nie przedstawiłaś się mu.
- Nikola.
- Miło mi cię poznać. Skąd przyjechałaś? - opiera się o framugę drzwi i krzyżuję ręce na piersiach. Patrzysz na niego zdezorientowana. Wiesz, że powinnaś zaprosić go do środka, ale nie chcesz pozwolić na to, żeby wchodził w twoją sferę samotności.
- Z Warszawy.
- Też stamtąd jestem! - odpowiada radośnie. - Co cię tu sprowadza?
- Przepraszam. Nie chcę być niegrzeczna, ale jestem zmęczona. Możemy przełożyć tą rozmowę?
- Jasne. Wiem, że jest już późno, ale upiekłem te ciastka i chciałem ci je przynieść żeby były jeszcze ciepłe. - wzrusza ramionami. - Do zobaczenia sąsiadko. - posyła mi jeszcze na koniec uśmiech i odchodzi. Patrzysz na niego dopóki nie znika za rogiem i zamykasz drzwi. Zanosisz ciastka do kuchni i próbujesz pierwszego z brzegu. Oczywiście na jednym się nie kończy i po chwili zostaje jedynie pusty talerz.
Po pierwszej nocy w nowym domu wstajesz w świetnym nastroju. Nadal nie możesz uwierzyć, że to wszystko tak się potoczyło. Masz mieszkanie, pracę i robisz to co kochasz. Idziesz do łazienki, żeby się ogarnąć. Przed tobą pierwszy dzień w nowej pracy. Chcesz się pokazać z jak najlepszej strony. Otwierasz torbę, której wczoraj nawet nie rozpakowałaś. Nie masz dużego wyboru. Kilka par jeansów, kilka bluzek i masa dresów. Ani jednej sukienki, czy nawet eleganckiej bluzki. Nie chodzisz tak ubrana bo czujesz się jak w przebraniu. Wyjmujesz jeansy i białą bokserkę. Całe szczęście, że na dworze jest ciepło. Musisz koniecznie wybrać się na zakupy. Po zrobieniu szybkiego makijażu i przeczesaniu włosów wychodzisz z mieszkania. Jesteś zmuszona wziąć taksówkę bo twój samochód nadal ma wgnieciony tył. Na miejscu jesteś przed czasem. Wchodzisz do małej restauracji i kierujesz się w stronę zaplecza w poszukiwaniu szefa. Znajdujesz starszego, siwego mężczyznę za biurkiem, porządkującego papiery.
- Dzień dobry - witasz się. Unosi wzrok i uśmiecha się na twój widok.
- Witam. Jest pani punktualnie. Oby tak dalej. - wstaje i wychodzi. Idziesz za nim bo staruszek oprowadza cie po całej restauracji pokazując gdzie masz czego szukać. W końcu dostajesz fartuch i zaczynasz pracę. Wędrujesz ciągle między stolikami roznosząc zamówienia. Dostajesz spore napiwki co jeszcze bardziej poprawia ci humor. Do czasu, aż w drzwiach restauracji widzisz mężczyznę, który wczoraj rozwalił ci auto. Ku twojemu zdziwieniu jest z sąsiadem od ciasteczek.
~~~
Pierwszy rozdział już jest :) Proszę o komentarze bo to ogromna motywacja, a na początku potrzebna mi jest jeszcze bardziej :) Następny w poniedziałek :)
Jak zwykle świetny.Mam nadzieje,że w dalszych rozdziałach wyjaśni się o co dokładnie chodzi z mamą Nikoli.Karol pierwszy do poznawania nowych ludzi.Zgaduje,że koleś który rozwalił auto to Wrona. :D
OdpowiedzUsuńA jeszcze jedno.Mam prośbę.Dłuższe rozdziały zaspokajałyby mnie jeżeli chodzi o kilkodniowe czytanie twojego opowiadania. :D
Pozdrawiam,czekam na kolejny ;)
Hehe fajnie to napisane, inaczej niż zazwyczaj;) umiesz zaskakiwać i czekam na następny rozdziałek;DD
OdpowiedzUsuńtakie inne ale podoba mi sie :D
OdpowiedzUsuń